środa, 25 listopada 2015

Ogłoszenie

Robię to z ciężkim sercem, jednak uważam, że dalsze prowadzenie tego bloga nie ma najmniejszego sensu. Nie mam czasu na pisaniu, a niektóre wydarzenia z ostatniego czasu sprawiły, że straciłam do tego ochotę. Pisane przeze mnie opowiadania są teraz pełne bólu, rozpaczy i smutku, są też niedopracowane, a nie będę upubliczniała czegoś takiego, prawda? Wątpię, czy kiedyś tutaj wrócę. Może się tak zdarzyć, jednak w najbliższym czasie nie ma na co liczyć. Jeśli był tutaj ktokolwiek, to chciałam powiedzieć tylko, że przepraszam, ale nie potrafię inaczej. Nie teraz, nie w takiej sytuacji.
Tymczasem może spotkać mnie na innym blogu (http://i-think-im-fallin.blogspot.com/), jednak nie będzie na nim opowiadań o tematyce homoseksualnej, w ogóle nie będzie opowiadań, więc jeśli to tego poszukujecie - źle traficie.
Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Tutaj lub gdziekolwiek.
Misia <3

piątek, 16 stycznia 2015

"I lost you, my Angel" Minhoon BTOB

-Minhyuk-hyung~! Ja chcę ciacho~! - Ilhoon znów próbował przekupić mnie tą swoją słodką minką i szczenięcym spojrzeniem do zrobienia czegoś. I jak ja mógłbym mu odmówić? To praktycznie niemożliwe!
-Chcesz jakieś inne ciacho? - Ilhoonie zrobił niezrozumiałą minkę -Ja ci nie wystarczam? - Udałem smutnego.
-Aigooo~! Hyuuuuung~! Ale Ty nie jesteś AŻ tak słodki, jak ciacha~! Proooooooszę~! Hyuuuuuung~!
Spojrzałem na niego, udając smutnego i obrażonego. Wydaje mi się, że Ilhoonie miał taką ochotę na to ciacho, że nie zauważył mojego blefu. Kiedy nie reagowałem na jego prośby i nadal uparcie wpatrywałem się w niego zranionym spojrzeniem, chłopak podszedł do mnie i wycisnął na moim poliku soczystego buziaka. Od razu się rozpromieniłem i objąłem go w pasie.
-Teraz kupię ci to ciacho. Chodźmy!
Pociągnąłem zaskoczonego blondyna do najbliższej kawiarni i kupiłem mu wielkie ciastko z kremem, które sam sobie wybrał. Patrząc, jak mój Ilhoonie zajada się swoim przysmakiem, a oczka mu się świecą, ciepło wlewało mi się do serducha, a te przebrzydłe motyle postanowiły polatać sobie po moich wnętrznościach, wywracając wszystko do góry nogami. Kiedy blondyn w błyskawicznym tempie pochłaniał słodki wypiek, ja myślałem o tym, jakie szczęście mnie spotkało i jak bardzo ten słodziak przekręcił moje życie o 180 stopni. Nawet nie spodziewałem się tego, że kiedykolwiek zakocham się w chłopaku. Nigdy bym siebie o coś takiego podejrzewał. A tutaj taka niespodzianka! Do mojej klasy doszedł Ilhoon i zawładnął moim serduchem. Pokochałem tego nieznośnego wyłudzacza całym sobą.
Zamyśliłem się tak bardzo, że nawet nie zauważyłem, że blondyn zdążył już zjeść ciacho i wpatruje się we mnie. Ocknąłem się dopiero wtedy, kiedy chłopak złapał mnie za łapkę i splótł nasze palce. Uśmiechnąłem się szeroko i również ścisnąłem rękę Ilhoon'a.
-No i co, żarłoku? Idziemy gdzieś?
-Chcę ciacho.
-Przed chwilą zjadłeś. W takim tempie za niedługo w naszym mieście nie będzie nic słodkiego, bo wszystko pożresz, słodziaku. Nie musisz jeść tyle słodyczy, jesteś wystarczająco słodki.
-Tak naprawdę zależy Ci tylko na tym, abym nie przytył. Zależy Ci na moim wyglądzie, prawda? Brzydkiego i grubego byś mnie nie chciał?
Byłem pewien, że obróci moje słowa przeciw mnie. Byliśmy razem już dwa lata, a on nadal nie był do końca pewny moich uczuć. Myślał, że jestem z nim tylko przez wzgląd na jego wygląd i pieniądze jego rodziny. Było to kompletną bzdurą~! Kochałem tego słodziaka całym sobą. Od jakiegoś czasu poważnie o czymś myślałem i miałem nadzieję, że nie dostanę za to w ryj. Puściłem dłoń chłopaka i wstałem od stolika. Widziałem błysk bólu w oczach Ilhoon'a. Podszedłem blisko do mojego chłopaka i uklęknąłem na jedno kolano. Ze strachem wpatrywałem się w jego zdezorientowaną twarz. Przyciągaliśmy wzrok coraz większej grupy osób, ale postanowiłem się tym na razie nie przejmować. Wyciągnąłem z kieszeni czerwone pudełeczko, którego zawartość miała być prezentem na zbliżające się urodziny blondyna. Postanowiłem jednak wykorzystać to inaczej. Doskonale wiedziałem, jak chłopak uwielbia wszelakiego rodzaju biżuterię i błyskotki. Otworzyłem pudełeczko i spojrzałem głęboko w oczy mojej miłości. Wolną ręką ująłem jego dłoń, głaskając jego skórę uspokajająco.
-Kiedy Ty w końcu zrozumiesz, że kocham Cię takiego, jakim jesteś i robiłbym to nawet, jakbyś nie mieścił się w drzwiach? Kocham Cię najbardziej na świecie i nie obchodzi mnie Twój wygląd ani Twoje pieniądze. Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie i nie zamierzam z Ciebie rezygnować. Będę chciał Cię mieć przy sobie, nawet jak będziesz miał sto lat i pełno zmarszczek na twarzy. Jestem naprawdę szczęśliwy, kiedy jesteś obok mnie i zastanawiam się, jak wielkie szczęście mnie spotkało, że mogę być z Tobą. Jesteś najwspanialszym człowiekiem, jakiego znam. Nie obchodzą mnie Twoje pieniądze. Z Tobą mógłbym mieszkać nawet pod mostem, bylebyś tylko był obok. Wiem, że to może zbyt szybko i nie musisz się zgadzać, ale ja kocham Cię ponad życie i chcę je z Tobą spędzić. Dlatego spytam, czy Ty, Jung Ilhoon, zgodzisz się uczynić mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i zostaniesz moim mężem? Oczywiście, nie teraz, bo obydwaj jesteśmy jeszcze bardzo młodzi, ale może za jakiś czas...
Patrzyłem na niego ze strachem. Nie wiedziałem, czy się zgodzi, a strasznie bałem się odrzucenia. Ci wszyscy ludzie dookoła wcale nie dodawali mi odwagi. W oczach Ilhoon'a zabłysły łzy, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić. Mój skarb zszedł z krzesła i rzucił mi się na szyję, płacząc.
-Tak, tak, tak, tak, zostanę Twoim mężem.
Na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Pocałowałem gorąco swojego narzeczonego. Pocałunek był strasznie niezgrabny, ponieważ oboje nie potrafiliśmy powstrzymać uśmiechów. Zęby zderzały się ze sobą i co chwilę przygryzaliśmy sobie wargi, jednak nie mogłem wyobrazić sobie nic bardziej perfekcyjnego, niż to. To nic, że nie było romantycznie ani kreatywnie. Zrobiłem to, czego pragnąłem w danej chwili i nie żałowałem tego. To drżące ciałko w moich ramionach było wszystkim na czym mi zależało. Nie obchodziło mnie w tym momencie nic innego. Oderwałem swoje wargi od tych należących do blondyna i dopiero wtedy dotarły do mnie gwizdy i oklaski ludzi z kawiarenki. Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej i złapałem dłoń narzeczonego, delikatnie wsuwając mu pierścionek na palec. Wpatrywałem się w jego dłoń zauroczony, nie mogąc uwierzyć, że ten słodziak zgodził się zostać moim mężem. To takie nieprawdopodobne. Ponownie wpiłem się w jego usta, całując go leniwie. Nadal klęczeliśmy na podłodze kawiarenki, a wszyscy obecni w niej ludzie gapili się na nas, ale jakoś mnie to nie obchodziło. Po kilku minutach wyszliśmy z lokalu, który od tamtej pory stał się naszym miejscem.

~
Siedziałem w naszym miejscu, nie mogąc znieść spojrzeń ludzi wbijających się w moją twarz, na której widniała czysta rozpacz. Wpatrywałem się pustym wzrokiem w kawę i ciastko, które było jego ulubionym. Nie mogłem się zmusić do jedzenia ani nawet picia. W moim gardle powstała wielka gula, która nie pozwoliłaby mi na przełknięcie czegokolwiek. Zamknąłem oczy, a spod moich powiek wypłynęły niechciane łzy, które zaraz otarłem rękawem bluzy, pachnącej nim. Zawsze używałem jego ulubionych perfum. Chciałem choć móc sobie wyobrazić, że jest ze mną. Wstałem szybko, rzucając tylko kilka banknotów na stół. Wyszedłem z kawiarenki, w której napływało do mnie zdecydowanie zbyt dużo wspomnień. Odruchowo potarłem złoty krążek błyszczący na moim palcu. Nie potrafiłem go zdjąć. Nie chciałem go zdjąć.

~
-Ilhoon~! Nie uciekaj, i tak Cię złapię~!
Krzyczałem głośno za moim narzeczonym, śmiejąc się. Blondyn odwrócił się w moją stronę, pokazał mi język, a po chwili leżał już na ziemi, przygnieciony moim ciałem. Nie moja wina, że nie dałem rady wyhamować~! Na początku wystraszyłem się, że coś mu zrobiłem, ale kiedy usłyszałem jego perlisty śmiech, zrozumiałem, że nic mu nie jest. Wykorzystując zaistniałą sytuację zacząłem gilgotać chłopaka.
-Hyung, nie znęcaj się nade mną~!
Mój skarb usilnie starał się nie śmiać. Nie minęło jednak długo, kiedy parsknął głośno i zaczął uciekać od moich dłoni, które go "torturowały". Jego głośny śmiech roznosił się po okolicy, a kilka osób patrzyło na nas z dezaprobatą. Niektórzy jednak uśmieli się i kiwali tylko głowami, twierdząc, że młodzi muszą się wyszaleć. Chcąc jednak uciszyć mojego partnera, złożyłem mu na ustach subtelny pocałunek. Ilhoonie zamruczał, nie protestując. Moje ręce delikatnie drażniły jego skórę, nie gilgocząc go jednak. Niechętnie podniosłem się z trawy, ostatni raz cmokając usta blondyna. Podałem mu dłoń, chcąc podnieść go do góry. Chłopak jednak prychnął, jakby urażony, odtrącając moją rękę. Przyciągnął nogi do klatki piersiowej i ułożył na nich swoje ręce, pokazując jak bardzo jest urażony. Myślałem, że się do mnie nie odezwie, ale myliłem się.
-Przygniotłeś mnie, draniu. Później zacząłeś torturować i molestować, a na końcu zostawiłeś mnie samego w dość niezręcznej sytuacji. Ty myślisz w ogóle? Jak ja teraz wstanę? Nie będę paradował z wielkim wybrzuszeniem w spodniach~! Pffff, foch.
Uśmiechnąłem się, słysząc jego argumenty. Jestem taki zły i niedobry. Ech, ciężkie moje życie z tą małą jędzą. Ale i tak kochałem go ponad życie.
-I tak mnie kochasz. Zawsze możemy porozmawiać o sekcji zwłok albo o naszej byłej, jakże pięknej, wychowawczyni. Którą opcję wybierasz?
Iskierki szczęścia i rozbawienia rozbłysły w oczach Ilhoon'a, a po chwili znów wybuchł niepohamowanym śmiechem. Kochałem tego słuchać. Miał taki "czysty" i przyjemny dla ucha głos. Naprawdę to uwielbiałem.

~
Chodziłem alejami naszego ulubionego parku. Wszędzie widziałem twarz mojego skarba. Kiedy patrzyłem na polanę, na której zawsze się wygłupialiśmy, coś zakuło mnie w piersi. Tak bardzo, że musiałem przystanąć. Wbiłem wzrok w miejsce, na uboczu, zaraz przy drzewach. Kolejne nasze miejsce. Nawet teraz potrafiłem usłyszeć w głowie jego wspaniały śmiech, który tak kochałem. Przed oczami miałem jego smukłą sylwetkę. Widziałem tą wspaniałą istotę. Widziałem najlepsze, co mnie spotkało w życiu. Zaszkliły mi się oczy, ale postanowiłem się płakać. Nie tutaj, nie teraz. Nie przy tych wszystkich ludziach. Nie w naszym miejscu. Chcę, aby z nim kojarzyły mi się tylko miłe sytuacje. To nie jest miejsce na smutek i łzy. Na to jeszcze znajdzie się czas. Jedna słona kropla wypłynęła z mojego oka, mimo moich postanowień. Uśmiechnąłem się przez łzy. Nigdy nie byłem zbyt stanowczy, jeśli w grę wchodził On.

~
-Ilhoon, o co chodzi? Co się dzieje? Proszę, powiedz mi. Nie mogę tak na Ciebie patrzeć.
Od kilku dni Ilhoonie zachowywał się, jak nie on. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Zawsze, kiedy był smutny albo coś go martwiło, mówił mi o tym. Bałem się o niego.
-To nie patrz. - powiedział ostrym, jak brzytwa, głosem. Przeszły mnie ciarki, a w sercu coś ukuło.
Jak on mógł? Co ja mu takiego zrobiłem? Czym zraniłem? Podejrzewałem, że może mnie zdradzać. To do niego nie pasowało, ale było jedynym racjonalnym wytłumaczeniem. Albo może już po prostu mnie nie kocha? To w końcu też możliwe. Może mu coś zrobiłem, nie poświęcałem wystarczająco dużo uwagi? Przecież od tak nie skreśliłby wszystkiego, co nas łączyło, prawda?
-Ilhoon, do cholery, powiedz mi, co się dzieje! Znalazłeś sobie lepszego?! Nie wystarczam Ci?! Jestem tak bardzo zły?! Jeśli nie chodzi o to, to o co?! Nie kochasz mnie już?! Jeśli tak, to powiedz mi to wprost, a nie odpychaj mnie tak, bo ja Ciebie kocham naprawdę i mnie to rani, rozumiesz?! Jeśli masz mi pokazywać, jak bardzo Cię brzydzę i nie chcesz ze mną rozmawiać ani nawet mnie widzieć, to to powiedz, a nie wbijaj mi sztyletu w serce! To boli, wiesz?!
Patrzyłem na niego oczami pełnymi łez i już chciałem wstać z naszej ławki, ale jego ręka boleśnie zacisnęła się na moim nadgarstku. Nie podejrzewałem go o taką siłę. Opuściłem głowę i nie patrzyłem na niego. Po moich policzkach popłynęły usilnie powstrzymywane łzy. Może nie powinien płakać, ale naprawdę go kochałem i bałem się tego, co on powie.
-Chcesz wiedzieć, co się dzieje?! Proszę bardzo! Porwali moją siostrę! Moją kochaną Sarang! Porwali ją i żądają okupu, ale zabronili o tym komukolwiek mówić, bo ją zabiją, rozumiesz?! Jebane skurwysyny! Sarang ma dopiero 10 lat, a oni nie wiadomo co jej robią! Boję się o nią, rozumiesz?! Na moim miejscu na pewno miałbyś dobry humor i ochotę na czułostki! Potrafiłbyś się cieszyć, kiedy Twojej siostrze groziłaby śmierć?! Potrafiłbyś?!
Spodziewałem się naprawdę wielu wyjaśnień, ale nie tego. Nadal wbijałem w niego spojrzenie pełne łez. Opadłem z powrotem na ławkę, przytulając Ilhoon'a mocno. Moczyłem mu łzami koszulkę. Po chwili wyczułem jego drżenie. Też płakał. Uspokajająco głaskałem go plecach, nie chcąc widzieć jego łez. Szkoda mi było Sarang, oczywiście, że tak. W końcu to taka kochana dziewczynka. Nie chciałem wiedzieć, co ci debile jej robią. To przecież jeszcze małe dziecko! Przytuliłem swojego ukochanego mocniej, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu nie codziennie traci się siostrę. Traci to może złe słowo, ale coś w tym rodzaju.
-Wyobrażam sobie, że to dla Ciebie trudne,  ale myślałem, że wiesz o tym, iż zawsze możesz mi zaufać. Kocham Cię i nie chcę Cię stracić przez żadne nieporozumienia. Wiem, że Ci ciężko, ale mogłeś do mnie przyjść. Postarałbym się Tobie pomóc. Nie wiem, jak, bo to naprawdę bardzo trudna sytuacja, ale coś byśmy razem wymyślili. Nie odpychaj mnie więcej, bo ja Cię naprawdę kocham.
Wziąłem do ręki jego dłoń i przejechałem palcami po pierścionku zdobiącym jego palec. Podsunąłem mu całą dłoń bliżej oczu i wskazałem na tą, niby niewinną, ozdóbkę.
-Widzisz to? To jest obietnicą tego, że zawsze będę z Tobą. Nieważne, czy będzie dobrze, czy źle. Będę z Tobą, rozumiesz? Nigdy Cię nie opuszczę, zrozum to wreszcie, skarbie.
Ilhoon wpatrywał się we mnie z twarzą całą we łzach. Otarłem je kciukami i pocałował go delikatnie, bojąc się, że mnie odepchnie. Na szczęście nic takiego się nie stało, a Jung
-Przepraszam, Minhyuk, nie chciałem Cię odpychać. To po prostu dla mnie zbyt trudne. Jak sobie pomyślę, co moja ukochana Sarang przeżywa...
Wtulaliśmy się w siebie przez naprawdę długi czas. W końcu obydwaj zmarzliśmy i poszliśmy do mojego domu, napić się gorącej herbaty. Przegadaliśmy całą noc, wyjaśniając sobie wszystko i układając naszą, wspólną przyszłość.

~
Siedziałem na tej samej ławce, nie powstrzymując już łez. Nie chciałem o tym pamiętać. To był jedyny raz, kiedy zwątpiłem w uczucia Ilhoon'a i bardzo tego żałowałem. Chciałem pamiętać tylko to, co dobre. Pocierając krążek z białego złota na moim palcu, wstałem z ławki i powoli zacząłem opuszczać park. Postanowiłem w końcu odwiedzić moją miłość. Tyle się już nie widzieliśmy.

~
Stałem razem z Ilhoon'em wpatrując się w ciemny nagrobek. Po mojej twarzy spływała łzy. Jednak Ilhoon płakał bardziej. Oderwał wzrok od nagrobka i wbił go we mnie. Już po chwili wtulał się w moje ciało, szlochając głośno. Głaskałem go po włosach. Nie wiedziałem, co dokładnie się stało i nie miałem zamiaru zmuszać ukochanego, aby mi o tym opowiadał. Widziałem, jak bardzo cierpiał. Wyryte w czarnej płycie litery wbijały się głęboko w serce, wyrywając jego kawałek. Zdjęcie uśmiechniętej, dziecięcej twarzyczki obok napisu pogłębiało tylko rozpacz. Jung Sarang nie wróciła już do domu. Niewinne dziecko stało się ofiarą jakichś żądnych władzy i pieniędzy psychopatów. Nie mogłem wyobrazić sobie, jak bardzo Ilhoon cierpiał. Kochał swoją siostrę najbardziej na świecie. Nigdy nie chciałbym znaleźć się na jego miejscu. Sarang nie była moją rodziną, ale kochałem ją, jak własną siostrę. Zawsze, kiedy byłem w domu mojego skarba, bawiłem się z nią godzinami. Nie była jednym z tych rozpieszczonych bachorów. Była naprawdę inteligentnym i ślicznym dzieckiem. Czasem Ilhoon miał do mnie pretensje, że więcej uwagi poświęcam jego siostrze, niż jemu. Pocałowałem go we włosy, chcąc dodać mu otuchy. Nie znałem słów, które mogłyby pomóc mu w takiej sytuacji.
-Kocham Cię, Ilhoonie. Pamiętaj o tym.
Chłopak podniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się smutno. Po chwili jednak nawet ta imitacja uśmiechu zniknęła, zastąpiona przez ogarniającą wszystko rozpacz.
-Pamiętasz o tych porywaczach, prawda? Chcieli, żebym to ja zapłacił im pieniądze i odebrał Sarang. Zgodziłem się, bo co miałem zrobić? Poszedłem do tego opuszczonego magazynu sam, bo zagrozili, że jeśli kogoś ze sobą przyprowadzę, to zabiją Sarang. Ja... dałem im te pieniądze i wtedy oni wypuścili moją siostrzyczkę. Widziałem te iskierki radości w jej oczach. Uśmiechnąłem się do niej, czując, że już wszystko będzie dobrze. I wtedy... usłyszałem strzał. Ja... widziałem, jak z jej oczu ulatuje blask. Widzia-ałem kałużę... kałużę krwi dookoła niej. Wi-idziałem, jak jej... ciałko upada na zimną posadzkę. Miałem... w ramionach jej wątłe ciało, któ-óre, staaawało się bezwładne. Ja... nic nie mogłem zrobić. Ale... ona umarła mi na rękach, Hyung! Ja... nie potrafię...
Nie powiedziałem nic, tylko tuliłem jego kruche ciało do siebie, starając się opanować. Wiedziałem, że muszę być silny. Dla niego. Ponownie pocałowałem jego włosy i oparłem swoją głowę na tej jego. Tak bardzo nie chciałem, żeby on cierpiał. Wolałem wziąć to wszystko na siebie, aby on mógł się śmiać. Wiedziałem, że teraz już nic nie będzie takie samo.

~
Stałem na tym samym cmentarzu, wpatrując się w prawie taki sam czarny nagrobek. Jedną z różnic było to, że przy mnie nie było Jego. Łzy przysłoniły mi cały widok, ale było to bez znaczenia. I tak byłem boleśnie świadomy tego, co wypisane jest na nagrobku. Przejechałem palcami po zimnej płycie, nie mogąc uwierzyć w to, że pod nim schowane jest ciało mojego ukochanego. Chciałem wmówić sobie, że to tylko sen, że obudzę się wtulony w ciepłe ciało, jednak nie potrafiłem. Chciałem, naprawdę chciałem wierzyć w to, że On gdzieś tu jest i weźmie mnie w ramiona, opieprzając za to, że jestem smutny. Chciałem, ale... to już nie działało. Na początku sobie to wmawiałem, ale wtedy powrót do rzeczywistości,w której Go nie było był jeszcze trudniejszy. Chodziłem w jego ubraniach, używałem jego perfum, piłem jego ulubioną kawę, której nienawidziłem. Robiłem wszystko, co choć w minimalnym stopniu przypominało mi o Nim. Nie potrafiłem o Nim zapomnieć. Nie chciałem o Nim zapomnieć. Nie potrafiłem wyrzucić Go ze swojego życia.
-Straciłem Cię, Aniołku. Co ja bez Ciebie zrobię? Przecież wiedziałeś, że jesteś dla mnie wszystkim i nie mogę bez Ciebie żyć. Mimo to mnie zostawiłeś. Wiem, że to wszystko było dla Ciebie ciężkie, ale jak mogłeś? Czułeś się okropnie po śmierci Sarang, a mnie skazałeś na coś dużo gorszego, bo sam pozbawiłeś siebie życia. I myślałeś, że sobie z tym poradzę? Myliłeś się. Nie radzę sobie wcale. Nie jestem w stanie jeść, pić, rozmawiać z ludźmi. A wiesz dlaczego? Bo wszystko przypomina mi o Tobie, o tym, co razem robiliśmy. I nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego wszystkiego bez Ciebie. Zabrałeś ze sobą moje serce. Miałeś je całe, należało do Ciebie. I wziąłeś je ze sobą. Jak mam normalnie funkcjonować bez serca? Jesteś w stanie mi odpowiedzieć na to pytanie? Powiedz mi, jak?! Nie chcę kończyć swojego życia, ale też nie wyobrażam sobie go bez Ciebie, więc wyjaśnij mi, do cholery, co mam robić?! Jak mam bez Ciebie żyć, kiedy Ty byłeś dla mnie wszystkim?! Myślałeś chociaż przez chwilę o mnie, kiedy przykładałeś ten pistolet w głowy?! Myślałeś  o tym, co poczuję, kiedy Cię takiego znajdę?! Myślałeś?! Przepraszam, że na Ciebie krzyczę, Ilhoonie, ale jak mogłeś? Jak mogłeś mnie zostawić tutaj samego? No jak?!
Klęczałem przy nagrobku, krzycząc na niego. Może to i było bez sensu, ale bez Niego nic w moim życiu już nie miało sensu. Ściągnąłem pierścionek z palca i położyłem na ciemnej płycie, zaraz obok wieńca z róż. Wiedziałem, że przez długi czas nie będę w stanie żyć normalnie, o ile kiedykolwiek mi się to uda.
-Wiesz co, Ilhoonie? Może i nie było nam dane na ziemi być długo razem, ale ja wierzę, że kiedyś jeszcze się spotkamy. Bo jesteś kawałkiem mojej duszy, moim Aniołkiem i nie jestem w stanie się z Tobą pożegnać na zawsze. Jesteś moim przeznaczeniem. Kocham Cię ponad życie. Ponad życie Twoje i moje. I chociaż straciłem Cię, to wierzę, że kiedyś Cię odzyskam, Aniołku. Bo moje serce należy tylko do Ciebie i nikt inny go nie dostanie.
Zdesperowany przytuliłem nagrobek. Nie wiem, po co. Może myślałem, że poczuję ciepło ciała moje ukochanego. Zamiast tego otulił mnie przejmujący chłód, ale miałem to gdzieś. Przytulałem się do miejsca, w którym na zawsze został zamknięty mój skarb, mój Aniołek, pozwalając płynąć łzom. Nie mogłem zostawić go samego. Nigdy nie lubił być sam wieczorami.
-Powiedz mi tylko, jak mam żyć, Aniołku?




~~~~~~~~~~
Jestem zła, okrutna i w ogóle. Ryczałam, jak bóbr pisząc to, ale taki był plan. Nienawidzę siebie za zabicie Ilhoon'a i jego siostry, Sarang, ale nie mogłam tego zmienić. Przepraszam i liczę na to, że mnie nikt nie zabije za to~

wtorek, 13 stycznia 2015

Prolog

~Myungsoo~
-Hej, Myungsoo~!
Spośród hałasu szkolnego korytarza wychwyciłem głos mojego chłopaka, a uśmiech sam zagościł na mojej twarzy. W tym samym momencie poczułem ręce oplatające mnie w pasie i czuły pocałunek na karku. Jeśli to możliwe, mój uśmiech poszerzył się. Odchyliłem głowę, a usta Sunggyu, jakby w nagrodę, spoczęły na moich. Zamruczałem zadowolony, oddając pieszczotę. Pocałunek z każdą chwilą stawał się bardziej namiętny, podniecający i brutalny.
-Sunggyu, jesteśmy w szkole... Musimy przestać, bo nie chcemy pokazywać im, jak pięknie wyglądają dwaj kochający się mężczyźni. I podejrzewam, że ta podłoga nie jest zbyt wygodna.
-Masz rację. Widok dochodzącego ciebie jest zarezerwowany tylko dla mnie.
Sunggyu szeptał mi do ucha, a po moim kręgosłupie przeszły dreszcze. Chłopak na końcu wziął moje ucho do ust i zaczął delikatnie je podgryzać i ssać. Odepchnąłem do delikatnie i uśmiechnąłem się. Czerwonowłosy patrzył na mnie obrażonym wzrokiem, więc podszedłem do niego, pocałowałem w policzek i złapałem za rękę.
Mieliśmy naprawdę bardzo tolerancyjne liceum. Niektórzy jeszcze tylko krzywo na nas patrzyli, ale była to zdecydowana mniejszość, a ani ja, ani Sunggyu nie zwracaliśmy na nich uwagi.
-Przyjdzie do mnie dzisiaj? Jest piątek, a moi rodzice wyjeżdżają. Będziesz? - mój ukochany patrzył na mnie psim spojrzeniem, któremu nie mogłem się oprzeć.
-Oczywiście, że będę? Jak mógłbym zmarnować taką okazję?
Cmoknąłem chłopaka w usta i zacząłem kierować się do wyjścia ze szkoły. Odwróciłem się jednak i pomachałem Sunggyu na pożegnanie, uśmiechając się. Mój partner miał jeszcze lekcje. Minusy posiadania starszego chłopaka. Wyciągnąłem mp4 z kieszeni i zacząłem odplątywać słuchawki. Kiedy już mi się mi się to udało, włożyłem je do uszu, puszczając jakąś piosenkę. Nie zwróciłem nawet uwagi, co aktualnie leciało. Zatopiłem się w swoich własnych myślach. Nie zwracałem uwagi na otaczający mnie świat, myśląc o tym, jak wielkie szczęście mnie spotkało. Mój przyjaciel, w którym się podkochiwałem okazał się być gejem i też mnie chciał. Pamiętam, jak bardzo bałem się tego, że mnie odrzuci. Chciałem zerwać naszą przyjaźń po to, aby nie domyślił się tego, co do niego czułem. Kiedy próbowałem to zrobić, Sunggyu wyznał, że nie chce tracić mojej przyjaźni, a nawet chciałby, abym był dla niego kimś więcej, ale nie będzie mnie trzymał przy sobie na siłę. Rzuciłem mu się na szyję i gorąco pocałowałem. Długo wtedy rozmawialiśmy, wyjaśniając sobie wszystko. Przegadaliśmy chyba całą noc, z krótkimi przerwami na pocałunki i małe pieszczoty.
Po półgodzinnym spacerku znalazłem się już w swoim pokoju. Po krótkim zastanowieniu postanowiłem wziąć prysznic. W łazience zrzuciłem z siebie ciuchy i wszedłem pod zimną wodę. Przymknąłem oczy, czując chłód ogarniający moje ciało. Zwiększyłem trochę temperaturę wody, kiedy zacząłem drżeć. Powolnymi ruchami rozprowadzałem brzoskwiniowy żel po swojej skórze. Nie mogłem doczekać się spotkania z Sunggyu. To, że mamy wolny dom może oznaczać tylko jedno. Chciałem wyglądać perfekcyjnie i spodobać się mojemu ukochanemu. Co prawda, moje ciało miało przed nim już żadnych tajemnic, jak i jego przede mną. W końcu jesteśmy razem już pół roku. Zaśmiałem się cicho. Nigdy mu jeszcze nie powiedziałem, że go kocham. Jest dla mnie taki czuły i opiekuńczy. Zawsze jest w stanie poprawić mój humor.
No nic, trzeba się zbierać.
Wróciłem do swojego pokoju, mając na sobie jedynie ręcznik przewiązany w biodrach. Zacząłem wybierać sobie strój. Nie wiem, czy to typowo gejowska cecha, ale lubię dobrze wyglądać. Zdecydowałem się  na czarne, obcisłe rurki, które świetnie podkreślały moje nogi i niebieską koszulę z krótkim rękawem. Narzuciłem na to czarną, skórzaną kurtkę, ubrałem swoje conversy i mogłem wychodzić. I tak już późno. Zaczynało się powoli ściemniać. Zadzwoniłem do mamy informując ją, że nie wrócę na noc do domu. Po chwili zastanowienia postanowiłem zadzwonić jeszcze do Sunggyu. Chciałem mu powiedzieć, że za chwilę będę, bo na pewno już się martwił. Z telefonem przy uchu i uśmiechem na twarzy wszedłem na przejście dla pieszych.
~Sunggyu~
Obgryzałem nerwowo paznokcie, czekając na Myungsoo. Było już ciemno, a on nigdy nie chodził po zmroku. Tłumaczył się jakąś traumą z dzieciństwa.
Nagle usłyszałem dźwięk telefonu. Drgnąłem przestraszony i przygryzłem sobie język. Widząc to upragnione imię na ekranie komórki, szeroko się uśmiechnąłem. Cieszyłem się, że w końcu spędzimy czas razem. Ostatnio prawie w ogóle się nie widywaliśmy. Poza szkołą, oczywiście. Kiedy zdałem sobie sprawę, że patrzę w telefon, jak głupi, odebrałem.
-Cześć, kotku. Gdzie jesteś?
- Zaraz będę u ciebie.
-Już się nie mogę doczekać.
-Sunggyu, ja ko-
Usłyszałem głośny krzyk Myungsoo i pisk hamującego samochodu.
-MYUNGSOO?1 CO SIĘ DZIEJE?! MYUNGSOO!!
-*Pipipipipi*


poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 2: I'm living in hell


Poczułem dotyk na ramieniu i krzyknąłem. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i zobaczyłem nad sobą twarz pani dyrektor. Tylko jej tu brakowało. Spojrzałem na swoje nadgarstki. Były odsłonięte. Schowałem je pod kołdrę a sam podniosłem się do siadu. -Isei, coś Ci się stało? Strasznie krzyczałeś. -spytała zatroskana. Nie miałem nic do niej. Po prostu teraz nie miałem ochoty nikogo widzieć. -Tak... Znaczy nie! Wszystko dobrze. Po prostu miałem zły sen. I to bardzo zły... Przeżywanie tego koszmaru ponownie, nawet we śnie, było strasznie bolesne. Sen był tak realistyczny. Nawet śpiąc nie mogę o tym zapomnieć. A tak bardzo chciałbym. -Chciałam Cię poinformować, że dzisiaj pojawi się tutaj Twój nowy współlokator. Ma na imię Taisho i jest w Twoim wieku. Przeżyłem szok. A jeśli on by coś zauważył? Przecież on nie może! Będę musiał się ukrywać we własnym pokoju! Ale może to z drugiej strony lepiej... Skoro mam współlokatora, to Aron nie będzie miał jak mnie... Będę mógł się tutaj schronić.
-Uh, dobrze. A mogę wiedzieć o której? -Za dwie godziny. Miłego dnia, Isei. -Do widzenia. I wyszła. Nie wiem, jak Aron na to zareaguje. Może być zdenerwowany. Będę się trzymał od tego całego Taisho z daleka. Wystarczy, że będzie w pokoju przez większy czas. Skierowałem się do łazienki. Postanowiłem wziąć zimny prysznic. Wszystko mnie bolało. Każdy mięsień dawał o sobie znać. Woda spływała po całym moim ciele. Przejechałem palcami po mojej ranie na brzuchu. Jeszcze świeża. Na pewno zostanie blizna. I to na dłuuugi czas. 
Odkąd rodzice moi i Arona zginęli w wypadku samochodowym rok temu, mieszkamy w Domu Dziecka. Za to od jakiegoś miesiąca mój brat zaczął się dziwnie zachowywać. Molestuje mnie, a nawet... gwałci. A ja nic nie mogę z tym zrobić. Wczoraj jeszcze ten nóż. Kiedy zacząłem drżeć, wyszedłem z kabiny. Spojrzałem w lustro i nie zobaczyłem nic specjalnego.Ot, zwyczajny szesnastolatek z brązowymi oczyma i długimi do ramion, blond włosami. Szczupłe ciało, pokryte wieloma bliznami i ranami. Obwiązałem się w pasie ręcznikiem, umyłem zęby i wszedłem do pokoju. Od razu ruszyłem w kierunku swojej szafy. Trzeba będzie w niej poukładać i zrobić miejsce dla Taisho. Najpierw powinienem się ubrać. Spojrzałem na zegarek.
-13:23... Pewnie za niedługo tu będzie... -powiedziałem sam do siebie. Muszę pozakrywać rany... Wszystkie... Wyciągnąłem z szafki granatowe rurki, szarą koszulkę i czarną rozpinaną bluzę z kapturem. Znów pokierowałem się do łazienki. Polałem wodą utlenioną ranę na brzuchu. Ból był niewyobrażalny. Powtórzyłem tą czynność kilka razy. Namoczyłem gazik i przyłożyłem do rany. Obwiązałem się dookoła brzucha bandażem. Zacząłem się ubierać. Nie było to łatwe, ponieważ większość ruchów sprawiała ból, który ostatnio dość często mnie odwiedza. Specjalnie wybierałem niezbyt obcisłe ciuchy, aby nie pocierały ran. Najdelikatniej jak umiałem, narzuciłem na siebie przygotowane wcześniej ubrania. Związałem swoje blond włosy w kucyk, umyłem zęby i usłyszałem pukanie...
Wycierając twarz, wydukałem ciche "proszę". Po chwili w drzwiach od łazienki pojawiła się pani dyrektor z młodym chłopakiem. Wyżej wymieniony rozglądał się nerwowo po całym pomieszczeniu. Strzepałem niewidzialny pyłek z bluzy i wysiliłem się na najżyczliwszy uśmiech, na jaki było mnie stać. -A więc Isei, to Twój nowy współlokator, Taisho. Zostawię Was samych. Miłego dnia, chłopcy. -Wzajemnie, pani dyrektor. Opuściłem łazienkę kierując się w stronę mojego łóżka. Zrezygnowałem jednak z położenia bądź usiądnięcia na nim. Może i było miękkie, ale wolałem nie ryzykować. Taisho nadal stał w drzwiach od łazienki, tyle że tym razem był odwrócony głową w stronę pokoju. Zachęciłem go ruchem ręki do podejścia bliżej.Niepewnym krokiem ruszył w moją stronę. Był całkiem przystojnym chłopcem. Brązowe włosy świetnie kontrastowały z bladą skórą. W jego niebieskich oczach można było dostrzec strach, niepewność, ale i ciekawość. Był szczupły i w miarę wysoki. Na pewno wyższy ode mnie. Stawiałbym na około metr osiemdziesiąt pięć. Przylegające do ciała biała koszulka uwydatniała zarys jego mięśni. Granatowe rurki, podobne do moich, opinały jego chude nogi.
-Jestem Taisho, ale to już wiesz. Miło mi Cię poznać. Wyciągnął w moją stronę delikatnie drgającą rękę. To dla niego musi być naprawdę duży stres. W sumie, to mu się nie dziwię. Też się tak zachowywałem pierwszego dnia tutaj. -Isei. -ująłem jego dłoń w niepewnym uścisku. Od jakiegoś czasu ciężko mi się kogokolwiek dotyka. Jeszcze gorzej, kiedy ten ktoś chce dotknąć mnie. -Również miło Cię poznać. Jak najszybciej się dało, wyrwałem rękę z jego uścisku, jednak nie na tyle szybko, aby zorientował się, że coś jest nie w porządku. Pokazałem mu cały pokój, który nie był jakiś rewelacyjne, no ale ważne, że w ogóle mam gdzie mieszkać. -Przy łóżku masz szafkę nocną na najpotrzebniejsze rzeczy. Szafa na ubrania stoi po stronie mojego łóżka. Zrobię Ci tam trochę więcej miejsca. Więc, jeżeli chodzi o pokój, to chyba na razie tyle. Masz jakieś pytania? Wyraźnie się zmieszał. Otworzył usta, później zamknął, i tak kilka razy. -Śmiało, przecież ja nie gryzę. -uśmiechnąłem się lekko, co przyszło mi z niemałą trudnością. -Emm... Mogę iść do łazienki? Przybiłem sobie facepalm'a, przez co chłopak nabrał koloru dorodnego pomidora. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, szczerze się uśmiechnąłem. -Pewnie, nie pytaj nawet o takie rzeczy. Tam, na lewo. Taisho skinął głową i ruszył w kierunku łazienki. Podszedłem do szafy i wyrzuciłem swoje ubrania na łóżko. Powoli na nim usiadłem. Mimo miękkości moje łóżka, nadal odczuwałem ten cholerny ból. Zacząłem segregować swoje ciuchy. Nagle do naszego pokoju ktoś wszedł. Spojrzałem tam i zamarłem. Na środku pomieszczenia stał Aron z tym swoim kpiącym uśmieszkiem. Kiedy zaczął się do mnie zbliżać, Taisho wyszedł z łazienki. Dzięki mu. -Taisho, dobrze, że jesteś. To jest Aron, mój BRAT. -Umm, cześć. Jestem Taisho. Mój brat, wyraźnie zmieszany wydukał ciche "nie będę Wam przeszkadzać" i wyszedł. Całe szczęście. Więc, może nowy współlokator nie był wcale takim złym pomysłem. Taisho usiadł na moim łóżku i zaczął się rozpakowywać... Nie spodziewałem się, że mam aż tyle ubrań! Taisho już jakiś czas temu zdążył się rozpakować, a ja jeszcze męczę się z moją częścią. Chłopak chyba postanowił się nade mną zlitować, ponieważ wziął w swoje łapki jedną z moich koszulek i zaczął je składać. Na moje usta wstąpił niemy uśmiech wdzięczności. Zostało już tylko kilka T-shirtów. Taisho złapał moją białą koszulkę z logo "The GazettE". Tą, którą miałem na sobie podczas jednego z tych feralnych dni. Miałem ją wyprać ręcznie, kiedy będę miał wolny czas i siłę. Spojrzałem na niego z przerażeniem w oczach.

Rozdział 1: I'm Living in hell

Neko-chan powraca! <3 Pochlipywałem cicho, siedząc w kącie pokoju. Zakrywałem twarz dłońmi. Choć próbowałem pozbyć się wspomnieć, do mojej głowy wciąż napływały niechciane przeze mnie obrazy. Ale Aron nie chciał. To wszystko moja wina. Gdybym go nie sprowokował, nic by się nie stało. Mój cichy płacz zamienił się w nieustanny szloch. Nie wiem, czy kiedykolwiek pogodzę się z tym, co mnie spotkało. Długie do ramion, blond włosy opadały na moją twarz. Nie miałem siły ich odgarnąć. Moim ciałem wstrząsały ciągłe drgawki.
-A więc tu się ukrywasz... -usłyszałem cichy pomruk i momentalnie skuliłem się bardziej- Wiesz, że przede mną nie uciekniesz, Isei? Starałem się go ignorować. Nie podniosłem nawet na niego wzroku. Nawet gdybym chciał, nie miałbym na to siły. Wszystko mnie bolało. I jeszcze ten jego głos. Był taki inny. To nie był mój Aron. To nie był mój kochany, opiekuńczy braciszek. Ktoś go musiał podmienić. To na pewno nie był on. -Isei-chan -zamruczał- spójrz na mnie, kotku. No, już. Bądź dobrym kociaczkiem.
Nie mogłem zobaczyć jego twarzy, ale mógłbym się założyć, że widniał na niej ten ironiczny, do tej pory mi nieznany, uśmieszek. Bałem się go. Starałem się powstrzymywać łzy, ale one, jakby nie zwracając na moje postanowienia uwagi, wypływały z moich, ciemnobrązowych oczu. Aron podszedł bliżej, a ja jeszcze bardziej skuliłem się w kącie. Objąłem się ramionami i załkałem głośniej i żałośniej, niż wcześniej.
Aron złapał mnie za ramiona. Moje ciało momentalnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Łzy bezustannie spływały po mojej twarzy. Nie miało znaczenia jak bardzo chciałem je zatrzymać, one żyły swoim życiem. Oczy Arona pociemniały i pojawił się w nich niebezpieczny błysk. On znów chce to zrobić. Ale ja nie chcę. Ja... Ja się boję... To tak boli... Ja nie potrafię... Bez problemu podniósł mnie z podłogi. Szarpałem się, kopałem, jednak mój brat był tym faktem niewzruszony. Rzucił mnie na łóżko. Syknąłem z bólu. Zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, Aron przywiązał moje nadgarstki swoim krawatem do wezgłowia łóżka. Materiał nieprzyjemnie tarł wrażliwą skórę.
Nie starałem się już nawet powstrzymywać przezroczystych kropli, wypływających z moich oczu. Chociaż i tak wszystko co widziałem, było rozmazane, nie chciałem patrzeć na jego twarz. Tą, która teraz jest taka inna. Tą, której właściciel funduje taki ból. Tą, której już nigdy nie chcę widzieć. Aron usiadł na moich biodrach i zaczął poruszać swoimi. Nie wywołało to podniecenia. Tylko piekielny ból. Zaskomlałem cicho. Chłopak uznał to chyba za zachętę, ponieważ szybciej poruszał biodrami. Nie odczuwałem żadnej przyjemności. Aron położył dłoń na moim kroczu i zaczął je ugniatać. Błagałem o koniec tych tortur. Chłopak znajdujący się nade mną, wyraźnie miał inne plany.
Pozbył się swojej koszulki, która nawet nie wiem gdzie wylądowała. W rozpinanie mojej koszuli nawet się nie bawił. Rozerwał ją na strzępy. Wytyczał swoim językiem mokre ślady na moim torsie i szyi. Całą swoją siłą podciągnąłem kolana pod brodę, przez co Aron dostał w zęby. Zawyłem żałośnie. Chłopaka to nie ruszyło. -Nie chcesz się grzecznie bawić, Isei? Więc zrobimy to po mojemu... Niestety, mój starszy brat był silniejszy ode mnie. Ściągnął moje spodnie. Nie, wróć. On ich nie ściągnął, on je ze mnie zerwał, wręcz z brutalnością. Na ich tylnej części widniała jeszcze krew z wcześniejszej jego zabawy. Mój szloch było pewnie słychać w całym domu. Jak on może mnie tak krzywdzić? Chyba nigdy nie uzyskam odpowiedzi na to pytanie. Złapał moje kostki i przywiązał je do boków łóżka. Szybko pozbył się swoich spodni i bokserek. Miał ładne i umięśnione ciało, jednak teraz, nie chciałem go widzieć. Nie chciałem go znać. Powoli podszedł do łóżka. Pochylił się delikatnie nad moją twarzą. Pocałował mnie, a następnie usiłował wsadzić swoją męskość w moje usta. Zacisnąłem wargi jak najbardziej mogłem. Uchyliłem je lekko, kiedy poczułem metaliczny smak w jamie ustnej. Aron od razu to wykorzystał. Poczułem jak coś dużego rozpycha moje usta.
-Spróbuj tylko ugryźć, a pożałujesz. -syknął chłopak. Nie poruszyłem nawet głową. Nie musiałem. Aron tak mocno wbijał się w moją jamę ustną, iż zacząłem myśleć, że zaraz zwymiotuję. Mój brat nie powstrzymywał się przed jęczeniem. Pieprzył moje usta mocno i szybko. Usłyszałem przeciągłe jękniecie i poczułem słoną ciecz. Na początku chciałem wypluć lecz Aron mi to uniemożliwił. -Połknij, już. -... -Głuchy jesteś!?
Przełknąłem i zacząłem głośno kaszleć. Brat podszedł i brutalnie wpił się w moje usta. Nie oddawałem pocałunku. Nie mogłem. Nie chciałem. W następnej chwili pochylał się nad moimi bokserkami. Zaczął ugniatać ich zawartość, co wywołało tylko jęk bólu. Wstał i podszedł do jakiejś szafki. Nie widziałem co z niej wyciągnął. Wrócił do swojej poprzedniej pozycji i nożem rozciął ostatnią część garderoby, którą miałem na sobie. Czyli to wyciągał z szafki. Jednak, dlaczego on go jeszcze nie odłożył? W tej samej chwili poczułem zimne ostrze na skórze brzucha. Co on chce zrobić!? Zaskomlałem cichutko i popatrzyłem na niego. Wpatrywał się w nóż na mojej skórze jak zahipnotyzowany. Aron zaczął nacinać skórę mojego podbrzusza. Jechał coraz wyżej, później niżej, znów wyżej i z powrotem niżej. Wyszło z tego coś na kształt serca. Jednak to jeszcze nie był koniec. W środku wyrył swoje imię. Ból jaki wtedy czułem był nie do opisania. Krew lała się z ran bezustannie. Aron nie przejmując się tym polizał moją męskość. Nadal nie odłożył ostrego narzędzia. Wytarł z niego krew w białą pościel łóżka. Obciągał mi. Jednak widząc, iż na to nie reaguję, przestał. Chwycił mocniej nóż, a ja momentalnie poczułem się jeszcze słabszy. Aron wsadził w mój odbyt rękojeść noża. Postanowiłem być już grzeczny, ponieważ nie chciałem poczuć w sobie drugiej jego części. Mój brat wprawił nóż w ruch. Bolało. Bolało jak cholera. Moje jęki połączone ze szlochem roznosiły się po całym pokoju. Chłopak wyciągnął nóż i znów przejechał nim po moim brzuchu. Zlizał krew z ostrza. Nie poznaję własnego brata. Rzucił narzędzie gdzieś w bok. Po chwili usłyszałem głośny brzdęk. Aron wszedł we mnie brutalnie, cały na raz. Poczułem ból rozdzierający nie tylko moje wnętrze, ale także serce. Krzyknąłem, a brat przyłożył mi dłoń do ust. Zapomniałem gdzie jesteśmy. Ktoś mógł mnie usłyszeć. Nie czekał aż choć trochę się przyzwyczaję. Od razu zaczął brutalnie się poruszać. Jego ruchy były szybkie, chaotyczne i powodowały tylko ból. Słyszałem jego sapanie i głośne jęki. Poczułem ciepłą ciecz w moim wnętrzu, która chwilę potem, wraz z krwią, zaczęła spływać po moich nogach. Aron opadł na mnie zmęczony. Nadal byłem związany, więc nie miałem jak się go pozbyć. 
Po okołu pięciu minutach wstał i zaczął się ubierać. Odwiązał mnie od łóżka. Nadgarstki i kostki strasznie bolały. Skóra była zdarta do krwi. Zaniósł mnie do łazienki i włożył do wanny. Zetknięcie moich ran z wodą spowodowało bolesne szczypanie. Ciepła ciecz, która otulała moje ciało, momentalnie zrobiła się czerwonawa. 
Po szybkim opłukaniu się wyszedłem z ręcznikiem przewiązanym na biodrach i zauważyłem, że zniknęła splamiona pościel, a moje porozrywane ubrania nie leżą na podłodze, tylko na szafce. Całe szczęście, że jest piątek i nie muszę jutro wychodzić z pokoju. Ubrałem na siebie spodnie od piżamy i bluzkę z długim rękawem, na wszelki wypadek. Gdyby ktoś chciał mnie odwiedzić. Mimo mojego naprawdę wielkiego zmęczenia, sen nie chciał nadejść. Zasnąłem o 3 w nocy.