piątek, 2 maja 2014

Love Suicide TaoRis


  A więc, przybywam z oneshot'em Taoris, ponieważ nasza Panda ma dzisiaj urodzinki. Wszystkiego Najlepszego, Moja Romantyczna Pando, Która Zawsze Spaceruje Sama Po Plaży. <3




 To kłamliwe "Kocham Cię", wychodzące z Twoich ust kolejny raz, sprawia, że nie wytrzymuję. Nie chcę dłużej kłamstw.
  Moje "Kocham Cię" nadal jest prawdziwe, szczere, wychodzi prosto z serca, ale dla Ciebie, to już nie ma znaczenia. Popełniłeś samobójstwo naszej miłości. Ale czy "to" można było kiedykolwiek nazwać miłością? Czy od tych czterech lat cały czas kłamałeś, chciałeś się tylko pobawić? Wspólny dom, wspólne marzenia, wspólne plany na przyszłość, czas wspólnie spędzony na śmiechu, czasem płaczu, niewielkie kłótnie i te większe też, wszystkie gesty, uśmiechy, zbliżenia? To wszystko było dla Ciebie zabawą, prawda? Nawet to, że dla Ciebie zrezygnowałem z rodziny, przyjaciół, postawiłem wszystko na jedną kartę? Wyjechałem z miasta, z kraju? Zrobiłem dla Ciebie wszystko. I było warto. Te cztery lata spędzone z Tobą były cudowne. Nie żałuję ani jednej chwili.
  Pamiętasz naszą pierwszą rocznicę? Od początku udawałeś, że nie pamiętasz. Zbywałeś mnie. W końcu zapłakany pobiegłem do Luhan'a. Kazał mi się nie załamywać. Kiedy zmęczony zasnąłem, przyszedłeś po mnie. Wziąłeś z powrotem do domu. Do naszego domu. Tylko on wyglądał inaczej. Wszystkie światła były zgaszone. Jedynym jego źródłem były świece porozstawiane praktycznie wszędzie. Cała podłoga była obsypana płatkami róż czerwonych i różowych. Ich słodki zapach unosił się w powietrzu. Wziąłeś mnie za rękę i zacząłeś prowadzić do salonu. Czekała tam na nas przepyszna kolacja. Rzuciłem się na Ciebie i namiętnie pocałowałem. Wtedy usłyszenie od Ciebie tych dwóch magicznych słów było najlepszym co mnie spotkało. One naprawdę są magiczne. Pozwalają człowiekowi uwierzyć, że żyje w bajce, że wszystko jest cudownie, tylko po to, aby później brutalnie zepchnąć go na ziemię sprawiając, że nie ma ochoty jeść, pić, wstawać z łóżka. Przestaje żyć. Zaczyna po prostu istnieć.
  Postarałeś się wtedy, Wu Fan. Kolacja była cudowna. Późniejsza noc również. Nigdy nie było mi tak dobrze. A to tylko dlatego, że przeżyłem to z Tobą, Kris. Nasza pierwsza randka. Nie wiedzieliśmy jak się zachowywać. Pierwszy nieudolny pocałunek, pierwsza wspólna noc, pierwsza kłótnia. Te wszystkie wspomnienia. Nadal Cię Kocham.
A Ty mówisz coś, czego nie masz na myśli...
To naprawdę okrutne.
Mógłbyś chociaż przestać udawać. Może byłoby mi łatwiej.
Co się dzieje, gdy klepsydra miłości przesypie cały piasek?
Czuję się na granicy załamania.
Dlaczego zachowujesz się jak dzieciak w piaskownicy?
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zrób to!
Nasz koniec wkrótce nadejdzie.
Myślałem, że nigdy się nie rozstaniemy.
Wu Fan, czy Ty jesteś ślepy?
Nie widzisz, że przez to cierpię jeszcze bardziej. Uszczęśliwia Cię widok załamanego mnie?
Czy daje Ci radość mój upadek?
Chyba jestem dla Ciebie rozrywką.
Bawiło Ci to, jak bardzo się zaangażowałem? Tak. Ten bezduszny chłopak, bez serca, ten, którego ludzie się boją, potrafi się zaangażować i cierpi. Jego największe szczęście sprawia, że cierpi. Ale nadal pragnie miłości. I nadal od tej samej osoby, ale ona nie jest w stanie już mu jej dać. Widzisz, Wu, tak chyba musi być. Najwyraźniej nie jest nam dane być razem. Dlaczego to musiało się zepsuć!? Nie chcę Cię zostawiać. Nadal chcę być z Tobą. Bo Cię kocham, Kris. Kocham Cię. Od zawsze. Kochałem Cię, kocham Cię i będę Cię kochał. Ale widzę, że się męczysz w tym związku. Nie jesteś w nim szczęśliwy. A to boli bardziej, niż gdybyś mnie zostawił. Przynajmniej wiedziałbym na czym stoję. Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? Nie zapowiadało ono takiej przyszłości...
*Retrospekcja*
Ze słuchawkami w uszach przemierzałem korytarze naszej szkoły. I tak nie było w niej nic ciekawego. Lubiłem jedynie salę gimnastyczną i W-F. Ale podobno zmienili nauczycielkę. Nagle na coś wpadłem. Wylądowałem na plecach, a MP4 straciła swoje życie. Pięknie kurwa, pięknie... Już miałem odchodzić, kiedy przypomniałem sobie, że przecież sam z siebie się nie wywróciłem. Odwróciłem wzrok w stronę osoby, przez którą wylądowałem na ziemi. Moim oczom ukazał się przystojny, wysoki blondyn o ciemnych, brązowych oczach.
-Cholera, uważaj jak łazisz, sieroto.-wysyczałem przez zaciśnięte żeby i ruszyłem w stronę sali gimnastycznej. W środku panował hałas. Ruszyłem w jego stronę. Dyrektor próbował uspokoić rozwrzeszczaną młodzież. Oni jednak nie zwracali na niego uwagi. Mężczyzna popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
-CISZA!!! - ryknąłem.
Wszyscy zebrani skierowali na mnie swój wzrok. Wpatrywali się we mnie, nic nie mówiąc. Wywróciłem oczami. Dyrektor odchrząknął znacząco. Młodzież z jękiem niezadowolenie spojrzała na niego.
-A więc, jak wiecie, pani Amber odeszła z naszej szkoły. Przybywał do nas nowy nauczyciel, pan Wu Yi Fan. 
Dopiero wtedy zwróciłem uwagę na osobę stojącą obok dyrektora. Jak ja mogłem go nie zauważyć? Przecież ma gdzieś około 185 cm wzrostu... Brawo, Huang! Spostrzegawczość +10! Czyli jestem już około -990...
Przybiłem sobie facepalm'a. Przecież to jest ten gościu, na którego wpadłem! I on ma być moim nauczycielem? Będę mieć przejebane...
-Miło mi Was poznać. Nazywam się Wu Yi Fan, ale możecie mówić do mnie Kris. Z niektórymi z Was, miałem już okazję się poznać, ale, aby lepiej nam się wspólnie pracowało, może się przedstawicie?
Wszystkie dziewczyny spoglądały na Kris'a maślanym wzrokiem. No cóż, był przystojny, ale żeby pożerać go wzrokiem? Dziwne... Chyba nigdy nie zrozumiem dziewczyn...
-Panie Huang? Byłby pan łaskaw się przedstawić?
Do mojego mózgu dotarł sens słów dyrektora i momentalnie spaliłem buraka. Przybierając obojętny ton głosu, zacząłem się przedstawiać.
-Huang Zitao, ale wszyscy mówią do mnie Tao. Miło mi pana poznać.
-Mnie również Tao, mnie również.
*Koniec retrospekcji* 
Uczeń i nauczyciel? Z pozoru niemożliwe, bądź nadające się na krótki romans. U nas było inaczej. Cztery lata. Te cudowne cztery lata. Nawet jeśli się skończą, będę je wspaniale wspominał. Pewnie będzie bolało. Pewnie nawet bardzo, ale nie potrafię być na Ciebie zły... Dlatego, bo Cię kocham... Nie wiem jak sobie bez Ciebie poradzę. Ale wierzę, że tak będzie lepiej. Lepiej dla Ciebie. Lepiej dla nas. Kocham Cię, Kris i dziękuję za te cztery lata. To był najcudowniejszy czas w moim życiu.
                                                                                                                                                                             ~Twoja Panda.
*~~~*
Przypiąłem karteczkę do lodówki, wziąłem walizkę i wyszedłem z nasz... z domu Wu Fan'a. Nieważne gdzie. Ważne, żeby odejść. Daleko. Ukoić ból. Zapomnieć.
*~~~*
Wchodząc do domu, ściągnąłem buty i kurtkę. Na dworze było zimno. I padało. Brrrr, nie lubię zimna. Zdziwił mnie panujący wokół mrok i... dziwna cisza?
-Tao? Kochanie, gdzie jesteś?
Zaniepokoiłem się. On nigdy nie był cicho. Nie przypominam sobie, aby miał gdzieś wyjść. A jeśli coś mu się stało? Kris! Ogarnij się! Na pewno wszystko się wyjaśni. Co nie zmienia faktu, iż miałem dziwne przeczucia.
Skierowałem się do kuchni. Otworzyłem lodówkę. Wyciągnąłem masło, ser, wędlinę i zamknąłem ją z powrotem. Nagle coś z niej odleciało. Spojrzałem w tamtą stronę. Momentalnie przybiłem sobie facepalm'a.
-Jasna cholera! Kris, idioto! Jak mogłeś tego nie zauważyć!?
Na podłodze leżała karteczka. Dość spora. Do kartki było przyczepione zdjęcie. Przyjrzałem się mu. Przedstawiało mnie i... Tao. To było w czasie naszych pierwszych wakacji. Byliśmy na molo. Chłopak siedział na moich biodrach, uśmiechając się słodko. Zawsze w takich momentach marszczy nosek. Wróćmy do kartki. Opierając się o lodówkę, zacząłem czytać. Po chwili, jednak musiałem usiąść. Jak on mógł pomyśleć, że już go nie kocham? Przecież... Boże! Gdzie on może być!?
-Tao!? Tao, jesteś tu!?
W trybie ekspresowym przeszukałem cały dom. Chłopaka w nim nie było. Nie zważając na panującą na zewnątrz pogodę, wybiegłem z domu. Teraz liczyła się tylko Moja Panda, Mój Tao. Szukałem w okolicy naszego domu, zadzwoniłem do Luhan'a, do Xiumin'a. Nikt nie wiedział, gdzie jest Huang. Deszcz zmoczył mnie całego. Słone krople spływały po mojej koszulce. Mokra, blond grzywka wpadała mi do oczu. Nie zwracałem na to uwagi. Ludzie patrzyli na mnie, jak na szaleńca. To też postanowiłem zignorować.
-Tao!? Gdzie jesteś!?
Zdzierałem sobie gardło, ale nikt nie odpowiadał. Może nie licząc starszej sąsiadki, która kazała mi "nauczyć się pilnować swojego kundla, a nie później latać dookoła i ludzi straszyć". Zaczęło się już ściemniać. Tao nie odbierał. Ja go nigdzie nie widziałem. Ale nie mogłem się poddawać. Musiałem znaleźć Pandę. Po długich poszukiwaniach, zmęczony, przemoczony, smutny, zrezygnowany, wracałem do domu. Przechodziłem przez most, kiedy nagle usłyszałem ciche pochlipywanie. Spojrzałem w tamtym kierunku i dostrzegłem czarną czuprynę. Moje serce zabiło mocniej. Zacząłem się kierować w stronę właściciela tych włosków. Chłopak zawzięcie coś zamazywał. "Kris  Tao". Zwolniłem. Teraz szedłem powoli. Powolutku. Ledwo się poruszałem do przodu. Napis po chwili zniknął. Huang wstał i... stanął na balustradzie mostu. Serce podeszło mi do gardła. Przeraziłem się. Teraz biegłem w stronę Tao. Bałem się krzyczeć, aby go nie wystraszyć, co mogłoby spowodować, iż chłopak spadnie. Chińczyk zamknął oczy i delikatnie przechylił się w przód. Przeklinałem czas. Byłem dosłownie milimetry od złapania go. Ciało Chińczyka coraz bardziej wychylało się do przodu. Zamarłem.
Przed oczami stanęły mi wszystkie spędzone wspólnie chwilę. Nasze pierwsze spotkanie. Pierwsza randka. Pierwszy raz. Pierwsza kłótnia. Wszystko to, co dawało mi szczęście, ale czasem zadawało też ból. Nie wyobrażałem sobie życia bez tego chłopaka. A on, tak po prostu, chce skoczyć? Skończyć swoje życie? O nie! Nie pozwolę na to!
Tao otworzył oczy. Z jego ust wydobył się  niemy jęk przerażenia, a ręce "wystrzeliły" do tyłu, jakby rozpaczliwie chcąc się czegoś złapać. I... złapały.
Moje dłonie chwyciły jedną a tych Chińczyka. Jego stopy jednak osunęły się z podłoża. Zaparłem się mocno nogami o barierkę i wzmocniłem uchwyt ręki Tao. Nie mogę pozwolić mu umrzeć. Ciemne oczy wpatrywały się we mnie z przerażeniem. Huang otworzył usta i chciał coś powiedzieć, ale powstrzymałem go od tego, kiwając przecząco głową. Pociągnąłem chłopaka w moją stronę i upadliśmy na ziemię. Udało się! On żyje! Westchnąłem. Uff.
-K-kris?
-Taeś, Moja Pando, co Ci strzeliło do głowy? Kocham Cię i nie przeżyłbym, gdybyś coś sobie zrobił.
-Ale... Ja...
Czarnowłosy był wyraźnie zmieszany i roztrzęsiony. Z nieba nadal spływały przezroczyste krople.
-Porozmawiamy w NASZYM domu. Przeziębisz się. Chodź. Wziąłem chłopaka na ręce. Nie będzie mi się przemęczał. Zobaczyłem obok jego walizkę. Dużo to on do niej nie spakował. Nie wiem, jak dałem radę zabrać się z Tao i walizką, ale jakoś mi się udało. Kazałem chłopakowi wziąć ciepły prysznic, a sam tylko otarłem ciało ręcznikiem i przebrałem się. Siedziałem na kanapie w salonie, zastanawiając się, co mu powiedzieć. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Uniosłem głowę. Tao wlepił we mnie swoje paczadełka. W moim brzuchu coś fiknęło koziołka. Poklepałem miejsce obok siebie. Chłopak niepewnie zajął je. Otwierał usta, za chwilę zamykał i tak kilka razy.
-K-kris... J-ja prz-rze-e-pra-a-asz-sz-szam.
Chińczyk pociągnął nosem. Po chwili dobiegł do mnie cichy szloch. Przytuliłem chłopaka. Był taki kruchy, taki delikatny.
-Taeś, to ja przepraszam. Wiem, że nie jestem dobry w okazywaniu uczuć. Myślałem, że wiesz, iż Cię kocham i nie masz co do tego wątpliwości. Powinienem zauważyć, że coś jest nie tak jak być powinno. Nie jestem idealny. Wiem to. Popełniam błędy. Często. Ale jestem tylko człowiekiem. Mogę się czasem mylić, ale wiem jedno. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby tak cudowna osóbka jak Ty popełniła samobójstwo. I to z mojej winy. Jestem cholernym dupkiem, że tak Cię skrzywdziłem. I wiem, że nic mnie nie usprawiedliwi. Ale wiedz, że Cię kocham. To się nigdy nie zmieni. Tego możesz być pewien. Bo Ty tak na mnie działasz, Pando. Nie wytrzymałbym bez Ciebie ani chwili. Nie potrafiłbym bez Ciebie normalnie funkcjonować. To Ty sprawiasz, że mam ochotę wstawać z łóżka. Bez Ciebie, to wszystko straciłoby sens. Nie miałbym po co żyć. Kocham Cię. Kocham Cię, moja cudowna, jedyna w swoim rodzaju, Pando... 
Chyba jeszcze nigdy nie użyłem tak długiej wypowiedzi, aby opisać swoje uczucia. Dziwnie się z tym poczułem. Nie zostałem stworzony do okazywania tego, co czułem. 
-Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś się skrzywdził. 
Coś spłynęło po moim policzku. Dotknąłem dłonią słonej kropli i powędrowałem jej szlakiem. Ja płakałem? To w ogóle możliwe? Panda uczepiona mojego boku oderwała się od niego i popatrzyła na mnie spod kurtyny gęstych rzęs. W jego oczach zobaczyłem niemałe zdziwienie i... strach? Starł łzę z mojego policzka i pogładził go delikatnie. Jeszcze nigdy nie płakałem w jego obecności. Zawsze kryłem swoje uczucia. I przez moją głupotę, moje szczęście chciało pozbawić się życia. Jejku... I pomyśleć, że przyszedłbym na ten most chwilę później, a Tao mógłby już... Boże, Kris! Przestań! Tao siedzi przed Tobą i ociera Ci łzy. Tak, to brzmi bardzo abstrakcyjnie...
-K-kris-Ge, ja nie chciałem... Przepraszam.
-Już dobrze, Taeś, już wszystko dobrze. Ważne, że jesteś tutaj. Cały i zdrowy.
W tym momencie Huang kichnął. To wyglądało przesłodko.
-Noo, zdrowy może nie do końca.
Zaśmiałem się delikatnie. Złapałem jego twarz w dłonie. Oparłem czoło o to należące do Tao. Nieustannie patrzyłem w te piękne, czekoladowe oczy. Zatonąłem w nich. Musnąłem jego wargi swoimi. Huang przymknął powieki. Jęknął w moje usta.
-Kocham Cię, Pando.
-Ja Ciebie też, Kris.