poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 2: I'm living in hell


Poczułem dotyk na ramieniu i krzyknąłem. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia i zobaczyłem nad sobą twarz pani dyrektor. Tylko jej tu brakowało. Spojrzałem na swoje nadgarstki. Były odsłonięte. Schowałem je pod kołdrę a sam podniosłem się do siadu. -Isei, coś Ci się stało? Strasznie krzyczałeś. -spytała zatroskana. Nie miałem nic do niej. Po prostu teraz nie miałem ochoty nikogo widzieć. -Tak... Znaczy nie! Wszystko dobrze. Po prostu miałem zły sen. I to bardzo zły... Przeżywanie tego koszmaru ponownie, nawet we śnie, było strasznie bolesne. Sen był tak realistyczny. Nawet śpiąc nie mogę o tym zapomnieć. A tak bardzo chciałbym. -Chciałam Cię poinformować, że dzisiaj pojawi się tutaj Twój nowy współlokator. Ma na imię Taisho i jest w Twoim wieku. Przeżyłem szok. A jeśli on by coś zauważył? Przecież on nie może! Będę musiał się ukrywać we własnym pokoju! Ale może to z drugiej strony lepiej... Skoro mam współlokatora, to Aron nie będzie miał jak mnie... Będę mógł się tutaj schronić.
-Uh, dobrze. A mogę wiedzieć o której? -Za dwie godziny. Miłego dnia, Isei. -Do widzenia. I wyszła. Nie wiem, jak Aron na to zareaguje. Może być zdenerwowany. Będę się trzymał od tego całego Taisho z daleka. Wystarczy, że będzie w pokoju przez większy czas. Skierowałem się do łazienki. Postanowiłem wziąć zimny prysznic. Wszystko mnie bolało. Każdy mięsień dawał o sobie znać. Woda spływała po całym moim ciele. Przejechałem palcami po mojej ranie na brzuchu. Jeszcze świeża. Na pewno zostanie blizna. I to na dłuuugi czas. 
Odkąd rodzice moi i Arona zginęli w wypadku samochodowym rok temu, mieszkamy w Domu Dziecka. Za to od jakiegoś miesiąca mój brat zaczął się dziwnie zachowywać. Molestuje mnie, a nawet... gwałci. A ja nic nie mogę z tym zrobić. Wczoraj jeszcze ten nóż. Kiedy zacząłem drżeć, wyszedłem z kabiny. Spojrzałem w lustro i nie zobaczyłem nic specjalnego.Ot, zwyczajny szesnastolatek z brązowymi oczyma i długimi do ramion, blond włosami. Szczupłe ciało, pokryte wieloma bliznami i ranami. Obwiązałem się w pasie ręcznikiem, umyłem zęby i wszedłem do pokoju. Od razu ruszyłem w kierunku swojej szafy. Trzeba będzie w niej poukładać i zrobić miejsce dla Taisho. Najpierw powinienem się ubrać. Spojrzałem na zegarek.
-13:23... Pewnie za niedługo tu będzie... -powiedziałem sam do siebie. Muszę pozakrywać rany... Wszystkie... Wyciągnąłem z szafki granatowe rurki, szarą koszulkę i czarną rozpinaną bluzę z kapturem. Znów pokierowałem się do łazienki. Polałem wodą utlenioną ranę na brzuchu. Ból był niewyobrażalny. Powtórzyłem tą czynność kilka razy. Namoczyłem gazik i przyłożyłem do rany. Obwiązałem się dookoła brzucha bandażem. Zacząłem się ubierać. Nie było to łatwe, ponieważ większość ruchów sprawiała ból, który ostatnio dość często mnie odwiedza. Specjalnie wybierałem niezbyt obcisłe ciuchy, aby nie pocierały ran. Najdelikatniej jak umiałem, narzuciłem na siebie przygotowane wcześniej ubrania. Związałem swoje blond włosy w kucyk, umyłem zęby i usłyszałem pukanie...
Wycierając twarz, wydukałem ciche "proszę". Po chwili w drzwiach od łazienki pojawiła się pani dyrektor z młodym chłopakiem. Wyżej wymieniony rozglądał się nerwowo po całym pomieszczeniu. Strzepałem niewidzialny pyłek z bluzy i wysiliłem się na najżyczliwszy uśmiech, na jaki było mnie stać. -A więc Isei, to Twój nowy współlokator, Taisho. Zostawię Was samych. Miłego dnia, chłopcy. -Wzajemnie, pani dyrektor. Opuściłem łazienkę kierując się w stronę mojego łóżka. Zrezygnowałem jednak z położenia bądź usiądnięcia na nim. Może i było miękkie, ale wolałem nie ryzykować. Taisho nadal stał w drzwiach od łazienki, tyle że tym razem był odwrócony głową w stronę pokoju. Zachęciłem go ruchem ręki do podejścia bliżej.Niepewnym krokiem ruszył w moją stronę. Był całkiem przystojnym chłopcem. Brązowe włosy świetnie kontrastowały z bladą skórą. W jego niebieskich oczach można było dostrzec strach, niepewność, ale i ciekawość. Był szczupły i w miarę wysoki. Na pewno wyższy ode mnie. Stawiałbym na około metr osiemdziesiąt pięć. Przylegające do ciała biała koszulka uwydatniała zarys jego mięśni. Granatowe rurki, podobne do moich, opinały jego chude nogi.
-Jestem Taisho, ale to już wiesz. Miło mi Cię poznać. Wyciągnął w moją stronę delikatnie drgającą rękę. To dla niego musi być naprawdę duży stres. W sumie, to mu się nie dziwię. Też się tak zachowywałem pierwszego dnia tutaj. -Isei. -ująłem jego dłoń w niepewnym uścisku. Od jakiegoś czasu ciężko mi się kogokolwiek dotyka. Jeszcze gorzej, kiedy ten ktoś chce dotknąć mnie. -Również miło Cię poznać. Jak najszybciej się dało, wyrwałem rękę z jego uścisku, jednak nie na tyle szybko, aby zorientował się, że coś jest nie w porządku. Pokazałem mu cały pokój, który nie był jakiś rewelacyjne, no ale ważne, że w ogóle mam gdzie mieszkać. -Przy łóżku masz szafkę nocną na najpotrzebniejsze rzeczy. Szafa na ubrania stoi po stronie mojego łóżka. Zrobię Ci tam trochę więcej miejsca. Więc, jeżeli chodzi o pokój, to chyba na razie tyle. Masz jakieś pytania? Wyraźnie się zmieszał. Otworzył usta, później zamknął, i tak kilka razy. -Śmiało, przecież ja nie gryzę. -uśmiechnąłem się lekko, co przyszło mi z niemałą trudnością. -Emm... Mogę iść do łazienki? Przybiłem sobie facepalm'a, przez co chłopak nabrał koloru dorodnego pomidora. Po raz pierwszy od dłuższego czasu, szczerze się uśmiechnąłem. -Pewnie, nie pytaj nawet o takie rzeczy. Tam, na lewo. Taisho skinął głową i ruszył w kierunku łazienki. Podszedłem do szafy i wyrzuciłem swoje ubrania na łóżko. Powoli na nim usiadłem. Mimo miękkości moje łóżka, nadal odczuwałem ten cholerny ból. Zacząłem segregować swoje ciuchy. Nagle do naszego pokoju ktoś wszedł. Spojrzałem tam i zamarłem. Na środku pomieszczenia stał Aron z tym swoim kpiącym uśmieszkiem. Kiedy zaczął się do mnie zbliżać, Taisho wyszedł z łazienki. Dzięki mu. -Taisho, dobrze, że jesteś. To jest Aron, mój BRAT. -Umm, cześć. Jestem Taisho. Mój brat, wyraźnie zmieszany wydukał ciche "nie będę Wam przeszkadzać" i wyszedł. Całe szczęście. Więc, może nowy współlokator nie był wcale takim złym pomysłem. Taisho usiadł na moim łóżku i zaczął się rozpakowywać... Nie spodziewałem się, że mam aż tyle ubrań! Taisho już jakiś czas temu zdążył się rozpakować, a ja jeszcze męczę się z moją częścią. Chłopak chyba postanowił się nade mną zlitować, ponieważ wziął w swoje łapki jedną z moich koszulek i zaczął je składać. Na moje usta wstąpił niemy uśmiech wdzięczności. Zostało już tylko kilka T-shirtów. Taisho złapał moją białą koszulkę z logo "The GazettE". Tą, którą miałem na sobie podczas jednego z tych feralnych dni. Miałem ją wyprać ręcznie, kiedy będę miał wolny czas i siłę. Spojrzałem na niego z przerażeniem w oczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz